W przeciągu kilku ostatnich dni odebraliśmy naprawdę dużo telefonów, których głównym tematem było to samo: „zapadające się dzieci”.
Dzieci zapadające się:
w samotność,
w brak motywacji,
w trudności w kontaktach z rówieśnikami
w brak relacji,
w poczucie bezsensu,
w przygnębienie,
w smutek,
w ciszę,
w izolację społeczną,
w zmęczenie,
w swoje problemy,
w bezsilność,
w brak wpływu,
w depresję
A o tych „zapadających się” dzieciach mówili rodzice:
zmęczeni,
zmartwieni,
przestraszeni,
bezradni,
nierozumiejący,
zatroskani,
smutni,
przygnębieni,
zapracowani,
zabiegani,
próbujący wszystko ogarnąć,
zmagający się z izolacją,
Kiedy obserwujemy u swojego dziecka taki stan, w którym jakby się „zapadało”, doświadczamy przede wszystkim cierpienia. Pojawiają się pytania: Jak mogę pomóc? Czy jestem dobrym rodzicem? Co mogę zrobić? Dlaczego tak się dzieje? Jak można było tego uniknąć? Duże ryzyko, że to cierpienie i napięcie skierują się w jakąś stronę z dużą siłą:
Jeśli w stronę dziecka – to może się okazać, że będziemy się na nie złościć, zżymać, mieć żal, pretensję, obwiniać i krytykować. No bo jak tak można? Trzeba żyć dalej, trzeba robić swoje. Ogarnąć się i wziąć w garść. Co to za wymówki, brak motywacji, energii, dawniej to nazywało się lenistwo. Jeśli pójdziemy w tym kierunku, żadna ze stron nie uzyska pomocy, ani dziecko, ani rodzic. Co więcej, może się okazać, że pogorszą się jeszcze bardziej wspólne relacje i tam, gdzie naturalnie młody człowiek powinien wiedzieć, że ma sojusznika w tym nieprzychylnym świecie, będzie doświadczał kolejne fali pretensji, oczekiwań i niezrozumienia. Będzie wzrastała obcość.
Jeśli zaś w stronę rodzica – to będziemy budować i karmić poczucie winy, rozżalenie, pretensje do siebie i do innych, a co za tym idzie bezradność, brak sprawczości, brak przebaczenia. No bo możemy się oskarżać, szukać przyczyn w naszych błędach, błędach innych dorosłych. Zawsze znajdą się przykłady, że można było lepiej, inaczej, że coś przegapiliśmy, czemuś nie zapobiegliśmy. Tylko czy to poczucie winy, żal do siebie cokolwiek dziś zmienia? Raczej zatrzymuje i osłabia w działaniu, raczej siedzi na plecach jak taki dziad z biczem i obciąża, oskarża…
Co zatem warto zrobić z tym momentem, kiedy widzę, że moje dziecko ma się źle, a ja też niewiele lepiej?
Skieruj swoją energię i pytania na wspólny cel – poprawę sytuacji. Bądź bliżej dziecka, słuchaj, słysz, obserwuj, sprawdzaj, pytaj. Mów jak bardzo kochasz i jak bardzo Ci zależy, mów, jak się czujesz – może właśnie o tym, że się boisz, że nie wiesz, jak pomóc. Bądź prawdziwy i autentyczny. A jednocześnie szukaj pomocy, podejmuj staranie, sięgaj po wiedzę. Ucz się jak rozmawiać z nastolatkiem, ucz się jak rezygnować ze swoich starych schematów, które dziś już nie są pomocne.
A przede wszystkim przyjmij to, że nie można było uniknąć błędów, wtedy działałeś tak, jak umiałeś najlepiej. Przyjmij, że nie mamy wpływu na przeszłość, mamy tylko tu i teraz. Tu i teraz jesteś najlepszym rodzicem, jakiego ma Twoje dziecko. Jesteś wystarczającym rodzicem. Bądź nim tak jak umiesz. Korzystaj z autentyczności, szczerości, bliskości, miłości, tego najbardziej potrzebuje Twoje dziecko.
Kiedy uznasz siebie jako wystarczającego rodzica, łatwiej będzie uznać dziecko za wystarczające i wtedy można sięgać po pomoc, po to, co jest potrzebne. Może to konsultacja z lekarzem psychiatrą, może z psychologiem, może terapia dla dziecka lub dla rodzica, czy całej rodziny, może grupa, w której będzie mogło leczyć się dziecko, a może grupa warsztatów dla rodziców, gdzie zdobędziesz kolejne umiejętności i kompetencje. Zatem skieruj swój strach i ból w stronę szukania rozwiązania problemu i pozostań z miłością dla siebie i dla dziecka autentyczny i dostępny.